maja 08, 2019

Powrót do przeszłości #2, czyli podsumowanie kwietnia

Nadszedł czas na podsumowanie kwietnia. Emocje po Endgame się unormowały (na ten moment film przekroczył 2 mld i idzie po pierwsze miejsce, które zajmuje Avatar jako najlepiej zarabiający film) więc jestem w stanie napisać coś składnego — I guess. Zrobiłam sobie listę z rzeczami, które wydarzyły się w kwietniu, które obejrzałam. Jest ich zdecydowanie więcej niż w marcu, ale zdecydowana większość obraca się wokół Marvela. Moją szafę powoli opanowuje dział męski House przez co stan konta krzyczy.
Zdjęcie robione około piątej rano przez Remi. W bluzie, którą kupiłam przez mojego wrednego kota (nie żebym narzekała) bo nasikałą mi na kurtkę. 
Na pierwszy rzut idzie serial, który miał premierę na początku kwietnia. Chodzi mi o drugi sezon Chilling Adventures of Sabrina, albo raczej drugą część, ponieważ tak jest określany, a i historia zaczyna się zaraz po wydarzeniach z ostatnich odcinków. Pomimo tego, że obejrzałam go w dwa dni, to poczułam lekki zawód. Dla niektórych serial pewnie trzymał dobry poziom pierwszej części, dla mnie jednak zabrakło tego efektu wow, który miałam na samym początku. Pojawił się też problem z rozłożeniem akcji. Do piątego epizodu nie dzieje się nic nadzwyczajnego — oprócz przerzucania Sabriny od Nicka do Harvey'a, co w było już tak sztuczne, że przykro mi się na to patrzyło. Serio, były chłopak jest dla niej tak nie miły, opryskliwy i jego teksty (w tandemie z Roz) odrzucały mnie strasznie. Tutaj idealnym facetem okazuje się Nick, który popycha Sabrinę do odkrycia siebie i pomaga jej na każdym kroku, nie kradnąc jej przy tym show. W czwartym dostajemy taki troszkę dziwny przerywnik, jakim był odcinek z demonem snów w pierwszym sezonie (coś na zasadzie, co by było, gdyby...) i dopiero po nim wszytko zaczyna nabierać tempa. Niestety wszystko dzieje się za szybko, więc ostatecznie nie wiadomo, co, gdzie, jak i dlaczego. Jest bardzo chaotycznie i zastanawiam się skąd decyzja o takim rozłożeniu fabuły i to 9 odcinkach zamiast 10. Przez to Lucyfer pojawia się tylko w ostatnim epizodzie, w którym wydarzyło się tyle rzeczy, że już połowy nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Sama postać króla piekieł, który jest nam pokazywany jako mający oczy i uszy wszędzie w tym ostatnim odcinku zachowuje się zupełnie odwrotnie i wychodzi na to, że daje się zrobić w konia bandzie nastolatków. Także lekki zawód jest i liczę na to, że drugi sezon będzie lepszy, skoro mają tyle ciekawych wątków i postaci do rozwinięcia. Wciąż bardzo podoba mi się ukazanie kobiecej roli w tej produkcji, gdzie pod przykrywką satanizmu widzimy odniesienia do jakiejkolwiek współczesnej religii oraz społeczeństwa, w jakim żyjemy. A na sam koniec dostajemy zapowiedź rządów kobiety i jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie.  


Kwiecień to też powrót Gry o Tron z ostatnim sezonem. Już 20 maja pożegnamy się na jakiś czas z Westeros (w końcu czeka nas kilka prequeli) i dowiemy się, kto zasiądzie na tronie. Nie będę się tutaj rozpisywać, bo czas na podsumowanie tego sezonu jeszcze przyjdzie, chociaż pokuszę się o wyrażenie mojego zawodu. Akurat w trakcie pisania leci odcinek czwarty do śniadania jak co poniedziałek, który wyciekł już w niedzielę i z którego spoilery mnie nie ominęły. Teraz mogę powiedzieć, że oczekiwania miałam duże, dwa pierwsze odcinki podobały mi, były dobrym wstępem, ukazaniem relacji pomiędzy postaciami, które w końcu się spotykają po latach. Scena z drugiego odcinka ze śpiewającym Podrickiem przywodziła mi na myśl Pippina z Władcy Pierścieni i Dragon Age: Inkwizycję. Jednak odcinek trzeci zawiódł mnie na całej linii. Trzeba przyznać, że promocja tego epizodu go w sumie zabiła. Reklamowano go jako ten, w którym zobaczymy największą bitwę w historii kinematografii i telewizji. Porównywano do bitwy o Helmowy Jar. Ostatecznie dostaliśmy wielkie nic i mrok usilnie próbujący zamaskować zdecydowanie za niski budżet. Gdyby jednak nie nakręcali, tak bardzo, naszych oczekiwań mogłoby być zupełnie inaczej, bo odcinek ma sceny, które są bardzo dobre i idealnie budują klimat. Będę się śmiała, jak okaże się, że druga bitwa, która się zbliża, będzie lepsza i wywoła więcej pozytywnych emocji i opinii. Ponieważ jak na razie czwarty odcinek jest stertą absurdu i tak dziurawego scenariusza, że zastanawiam się, co twórcy zrobili z czasem, jaki mieli na dopracowanie scenariusza. 

Zmarnowany potencjał.
W trakcie po Endgame`owej depresji potrzebowałam włączyć sobie coś, czego nie miałam w najbliższych planach obejrzeć, ale co rozproszyłoby moją uwagę. Padło na From Dusk Till Dawn: The Series na Netflix. Rozczarowałam się, kiedy kończyłam drugi sezon — i byłam zainteresowana ciągiem dalszym  a nie dostałam trzeciego, bo jeszcze nie ma go na platformie. Spodobał mi się motyw wężowatych wampirów wzorowanych na wierzeniach kultur Ameryki Południowej. Sama fabuła opowiada historię braci Gecko, którzy są rabusiami i zostają wplątani w nadprzyrodzony bałagan. Tę historię można też obejrzeć w formie filmu z 1996 o tym samym tytule. Serial polecam fanom gore i tym, którzy chcą zobaczyć nawet ciekawe podejście do znanych i oklepanych już motywów. 

Kwiecień to też kolejna produkcja oglądana razem z Marlu. Będąc na weekend w Szprotawie wybrałyśmy animację Dragon Prince. Fakt, że nie dostajemy wszystkich odpowiedzi na tacy, w formie ekspozycji, więc wszystko rozwija się naturalnie działa bardzo na plus. Pozytywnym aspektem jest też to, że nie pojawiają się tutaj znane z różnych animacji powtarzalne sekwencje. Chodzi mi tutaj o sceny, w których bohaterowie przemieniają się, na przykład w swoje superbohaterskie wersje. W każdym odcinku wygląda to tak samo i kwestie, które są wypowiadane są identyczne. To zawsze odstrasza mnie od jakichkolwiek nowych animacji.  Zatrzymałyśmy się na pierwszym sezonie, i to może być bardzo fajna produkcja o dorastaniu i odpowiedzialności. No, kreska jest do tego bardzo ładna i całkowicie w moim stylu. 

Są smoki, są elfy, jest magia. Ja jestem kupiona.
Wróćmy na chwilę do początków kwietnia, dokładnie drugiego. Wtedy weszły do sprzedaży bilety na Avengers. Emocje były, odświeżanie stron internetowych kin było, zapchane serwery obecne. Wszystko to było podsycane kampanią reklamową przez cały kwiecień. Spece od marketingu w Marvelu świetnie wiedzą, kiedy zacząć budować hype na film, który i tak wszyscy chcą zobaczyć od roku. Nie przyćmili przy tym Captain Marvel, a poczekali aż rozmowy o niej trochę ucichnąć, aby zacząć zasypywać nas spotami reklamowymi. Jeden z nich pojawił się właśnie drugiego kwietnia, co idealnie nadawało się do obejrzenia po emocjonującym zakupie biletów. Oczekiwanie stawało się nieznośne a duża część, jak bardzo chciała obejrzeć ten film, tak równie bardzo nie chciała go obejrzeć. Udało się i byłyśmy na pierwszym seansie we Wrocławiu. Dlaczego o tym piszę? Jest to dla mnie istotne w kontekście odbioru filmu. Tworzy się pewna wspólnota ludzi, którzy tak samo walczyli o te bilety i na sali znajdowali się fani, którzy wyczekiwali tego filmu w równym stopniu. To dostarczyło nam dodatkowych przeżyć na samej przedpremierze, interakcja widzów z filmem była niesamowita i kiedy cała sala klaskała, na sercu robiło się cieplej. 

Tak jak Avengersi są rodziną, to tak samo można było się poczuć na przedpremierze z innymi fanami.
Genialnym posunięciem było potwierdzenie, jakie seriale Marvela zadebiutują na platformie Disney+. I tak dowiedzieliśmy się, że dostaniemy więcej Lokiego, Wandę i Visiona oraz Sama i Bucky'iego w produkcjach LokiWandaVision i Falcon & Winter Soldier. Szczerze nie wiem, na który czekam najbardziej. Każdy został w jakiś sposób zateasowany w Endgame, każdy otwiera wiele nowych furtek, ale ostatecznie chyba Falcon i Bucky wołają mnie najbardziej. 
Na końcu wspomnę, że ten miesiąc był też łaskawy dla jeśli chodzi o zwiastuny i teasery. Dostaliśmy zwiastun kończący nową trylogię Gwiezdnych Wojen. Tytuł to The Rise of Skywalker i już teraz spędza polskim dystrybutorom sen z powiek. Odczucia są różne, ale i tak wszyscy czekają z niecierpliwością na więcej. Pojawił się też zwiastun do serialu Veronica Mars, który będzie, krótką serią od Hulu. Fani się w końcu doczekali i mam nadzieję, że nie będzie zawodu.  
Tak zleciał kwiecień i nie ukrywając, był to miesiąc Marvela. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 It`s Ninquellote , Blogger