Niektórzy
mogą się domyślać po tytule, cóż będzie tematem tego wpisu. Trochę
odejdziemy od recenzji i uderzymy w poważniejsze tony. Nie mogłam
przejść obok tego obojętnie, przez to (ludzie, którzy mnie znają,
przekonali się na własnej skórze) jak bardzo byłam triggerowana
ostatnimi dyskusjami w wirtualnym świecie. Nie zliczę, ile razy
chciałam wyrzucić telefon przez okno, bo ludzie w Internecie za wszelką
cenę muszą pisać wszystko co im przyjdzie do głowy (spoiler - nie
muszą).
Właśnie w ostatnim czasie dostaliśmy dużą ilość materiałów promocyjnych oraz informacji o castingach najróżniejszych produkcji, a to doprowadziło do potrzeby znalezienia bunkru zanim szambo wyleje.
Na
pierwszy rzut idzie Wiedźmin. Ten słowiański, prawilny, który jest dumą
narodu. Tutaj leży pies pogrzebany, ta polska, skrzywdzona duma objawia się w
większość w pretensjach o to, dlaczego Geralt nie wygląda tak jak w grze (no nie wiem, może powodem jest to, że jest to ekranizacja książki) i
gdzie jest jego drugi miecz. Jednak nie tutaj jest największy problem.
Pojawia się on, kiedy zaczynają się dyskusje dotyczące aktorek grających
Yennefer i Triss. Niestety nie tak dawno temu świat obiegła informacja, że aktorka Mya-Lecia Naylor grająca młodą Triss Merigold
zmarła w wieku 16 lat. Niestety dla dużej grupy ludzi nieważne było, że
bardzo młoda osoba, mająca całe życie przed sobą odeszła. Nie,
ważniejsze było, że będą mogli zrobić białą Triss,
że dobrze, że zmarła i mają nadzieję, że sceny z nią zostaną nakręcone
od początku, właśnie z udziałem, tym razem, białej aktorki. Przecież to
straszne, że w ekranizacji tego polskiego Wiedźmina mają występować
osoby o różnym kolorze skóry. Poziom mojej frustracji wyskoczył poza
skalę, jak przeczytałam (do tego był komentarz kobiety), że aktorka Anya Chalotra ma za wąskie biodra, aby grać Yennefer. Chyba gdzieś mi umknęła w książce informacja o wymiarach bioder tejże postaci.
Prawda jest taka, że od momentu ogłoszenia, że Wiedźmin zostanie zekranizowany, nie istnieje miejsce w Internecie, gdzie można byłoby się uchronić przed falą bezpodstawnych i negatywnych komentarzy, w których pojawia się tytułowe "ale".
Kolejną informacją był wybór Arielki do nowego filmu Disney'a. Padł on na Halle Bailey.
Tutaj poziom takiego krypto rasizmu mnie przeraził. Można się uodpornić
na okropne komentarze obrażające kogoś wprost (jak źle to nie brzmi). Jednak kiedy widzę osoby tworzące kontent w internecie,
będące wzorem do naśladowania wykazują się tolerancją, kiedy im to odpowiada, nóż mi się w kieszeni otwiera. Wyjaśnianie, że “ale przecież to
nie rasizm”, bo to tylko aktorka im nie pasuje. Dlaczego nie
pasuje im aktorka? Bo nie ma białej skóry, bo Disney tak kiedyś pokazał Arielkę
i nie może już nigdy tego zmienić. Jeszcze do tego pretensje, że ktoś
śmiał zwrócić na to uwagę. Żadnym argumentem jest fakt, że "oryginalna"
baśń Andersena jest duńska, a przecież w Danii nie ma ciemnoskórych
ludzi. Nie wiem, czy ci sami ludzie wiedzą, że animacja jest raczej luźną adaptacją baśni, która nie ma szczęśliwego końca w disney`owskim rozumieniu. Pojawiają się też pseudo genetycy, którzy twierdzą, że na dno morza promienie
słoneczne nie docierają, więc syreny nie mogą mieć ciemnej skóry. Przez co stacje telewizyjne wrzucają elaboraty na temat migracji syren w morzach i oceanach. A już
najbardziej beznadziejnym powodem jest "zniszczyli mi dzieciństwo". I hate to break it to you honey, ale wasze dzieciństwo odpłynęło dawno temu i już nie wróci. Fakt, że przez to wszystko aktorka podkładająca głos Arielce w animacji musi wypowiadać się i dawać "błogosławieństwo" Bailey jest przykry. Ludzie burzą się o kolor skóry syreny w animacji, w której mamy gadającego kraba i rybę, for real.
Natomiast ostatnio Internetem zatrzęsła wiadomość o tym, że Lashana
Lynch będzie agentką 007 w nowym Bondzie. Istotne jest tu rozróżnienie,
że agentką 007, nie Bondem. No cóż, ludzie średnio byli zadowoleni z
konceptu czarnoskórego Bonda (nadal liczę na Idrisa
Elbę w tej roli), więc twórcy polecieli po bandzie i zaserwowali nam
coś, co idealnie podbija promocję filmu i wywołało kontrowersję. I tak
też pojawiają się komentarze typu "jestem tolerancyjny/a, ale od mojego
Jamesa niech się odpierdolą", taka terytorialność niezmiernie mnie bawi.
Nie zliczę, ile nagłówków mówiło "Aktorka znana z "Kapitan Marvel"
nowym Bondem", czytanie ze zrozumieniem się kłania, sądziłam, że skoro
ktoś para się dziennikarstwem, powinien posiadać tę umiejętność
ukształtowaną na dość dużym poziomie, ale łatwiej napisać clickbait. Tak szerzy się dezinformacja, a ludzie czytają, jak to czarnoskóra agentka nie mogłaby działać we wszystkich państwach, bo nie jest białym heteroseksualnym mężczyzną.
Takim
o to sposobem słowo "ale" na chwilę obecną znienawidziłam. Nie można
być tolerancyjnym, ale.... To tak nie działa, tolerancja zakłada, że
szanujesz czyjeś poglądy, upodobania, wierzenia, różniące się od
własnych, w najprostszym tego słowa znaczeniu. I jak, można mieć inne
poglądy, upodobania i wierzenia, to jak określić tolerancję w kontekście
ludzi o innym kolorze skóry? To nie ma sensu, nie można powiedzieć, że
szanujemy kogoś ze względu na to, że ma inny kolor skóry, że tolerujemy
kogoś pomimo innego koloru skóry. Nie, szanujesz innych ludzi, bo są
ludźmi i każdy człowiek zasługuje na szacunek. Nie ważne, czy jest to
czarnoskóra i została wybrana do grania głównej roli w nowej adaptacji
"Małej syrenki". Ten film będzie nowym spojrzeniem, dla nowego
pokolenia. Takiego, które jest uczone akceptacji wszystkich bez względu
na wszystko. Nikt nam nie zabiera "naszej" Arielki,
ona nie zniknie, ale obecne dzieci i przyszłe potrzebują nowych utworów
popkultury dopasowanych do ich szybko zmieniającego się świata. Świata,
w którym dorośli muszą zrozumieć, że nikt nie rusza ich drogocennego
Bonda (tracącego już rację bytu w obecnej formie), ale w angielskiej
agencji wywiadowczej jest miejsce dla czarnoskórej agentki z licencją na
zabijanie. Kończąc na polskim Wiedźminie, który nigdy nie zrobił coming
outu jako "słowiański", a wręcz ma w sobie elementy najróżniejszych
mitologii. Może wtedy, ludzie zauważą, że żarty z czyjejś śmierci są nie
na miejscu.
Jeśli
więc już określasz siebie jako osobę tolerancyjną, nie możesz mieć
żadnych "ale", nie ma na nie miejsca w tym słowie, w tym, co ono
oznacza, jest tylko szacunek i poszanowanie innego człowieka bez względu
na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz