czerwca 10, 2019

Do kina i z powrotem, czyli luźne przemyślenia na temat filmu "Tolkien"

Do kina i z powrotem, czyli luźne przemyślenia na temat filmu "Tolkien"
Czy jest sens robić filmy biograficzne, tylko dlatego, że ktoś okazał się geniuszem w jakiejś dziedzinie? Zakładam, że dużo osób zadaje sobie to pytanie po seansie filmu „Tolkien”.  

Wybrałam się na niego z koleżanką zaraz po premierze, kiedy pojawiła się chwila wolnego. Nic w tym dziwnego skoro twórczość tegoż pisarza jest ze mną od zawsze. Dlatego też moje spojrzenie na film może być nieco skrzywione. W ten więc nieco spaczony sposób chcę wam dzisiaj powiedzieć, dlaczego w sumie warto.  Zacznę od małej prywaty i wyjaśnienia, dlaczego nie potrafię patrzeć na ten film całkowicie obiektywnie. Historia zaczyna się w podstawówce. Mój kuzyn miał Hobbita jako lekturę, osiem lat młodsza od niego, zakochana w książkach, ja musiała sięgnąć po egzemplarz, który ciocia mu kupiła. Tak zaczęła się moja przygoda ze Śródziemiem, od tego czasu nie wiem, ile razy przeczytałam historię Bilba. Znam ją na pamięć, kiedy coś mi w życiu nie gra, otwieram ją i wracam, aby razem z Bagginsem nauczyć się na nowo, że zmiany nie są tak złe, jakby mogło nam się wydawać. Thorin pokazuje mi, że każdy błąd jest do naprawienia. Mogłabym tu pisać i pisać jak za każdym razem odnajduję w tej książce coś innego i wyjątkowego. A to tylko jedna pozycja Tolkiena. Można się domyślić, że to pociągnęło za sobą całą resztę. „Władca Pierścieni”, „Niedokończone Opowieści”, „Dzieci Hurina” i w końcu „Silmarillion”, z którym musiałam się dotrzeć. Pomiędzy tym są oczywiście filmy, które mogłabym oglądać na zapętleniu do końca życia, tak nawet trylogię Hobbita. Tutaj kontrowersyjna może uwaga, ale moim zdaniem pomimo tego, że materiał żródłowy jest krótki, to jeden film by nie wystarczył. Idealnie widać to po pierwszej części, która ma w sobie tyle magii, a przecież jest małym wycinkiem historii. Pewne rzeczy można było zrobić inaczej, wątki lepiej dopracować, ale w ostatecznym rozrachunku i tak wyszło dobrze.  
Przejdźmy jednak do sedna tego postu, czyli filmu o samym Tolkienie. Tutaj też wraca pytanie z początku postu. Dlaczego? A no dlatego, że jego życie nie będzie super fascynujące dla przeciętnego widza. Nie ma tu imprez, szalonych podróży, seksu i afer, co niestety sprzedaje się najlepiej. Jeżeli szukacie tutaj historii pisania Władcy Pierścieni, pełnej frustracji, nieprzespanych nocy i konfliktów z rodziną to też szukacie w złym miejscu. Natomiast jeśli chcecie poczuć atmosferę rodem ze Śródziemia i możliwość zajrzenia do umysłu geniusza fantastyki to jest to dobre miejsce.  
Już pierwsze sceny przywodzą na myśl spokojne pagórki w Shire. Jest zielono, magicznie i wszystko sprawia wrażenie, jakby zło nie miało tam wstępu. I tak to wygląda przez cały film, scenografia jest istotna w odbiorze filmu i idealnie dopełnia całości. Oglądając film, widząc umiejscowienie akcji i znając dzieła Tolkiena, praktycznie wszystko można przełożyć na to, co napisał. Może się to nie spodobać, przecież jego życie nie było jedną wielką metaforą do książek. Czasem te nawiązania uderzają nas w twarz i są bardzo obvious, więc dla niektórych mogą być aż za bardzo. Jednak znajdowanie innych, lepiej ukrytych daje geekowskiej duszy wiele radości. Wszystko to dlatego, że film nie jest kierowany tylko i wyłącznie do fanów, ale też do ludzi, których może to zachęcić do sięgnięcia po "Hobbita", czy "Władcę Pierścieni".
Oprócz tego dostajemy opowieść o przyjaźni, która ukształtowała pisarza i pozwoliła mu się rozwijać,
miłości, która nie znała granic (dokładnie jak Beren i Luthien).
 Ahhh, no i zapomniałabym o obsadzie. Nicholas Hoult zachwyca mnie jako Tolkien, a Lily Collins
jako jego ukochana Edith również jest cudowna.

Ala na koniec tej krótkiej notki chcę powiedzieć, co najbardziej trafiło do mnie. Fakt, że można być zwykłym prostym człowiekiem z wielką wyobraźnią i znaleźć swoje miejsce na świecie. To jest najważniejsza prawda, jaka płynie z tego filmu, jak i z życiorysu autora.  Jeżeli więc szukacie ciepłego filmu z morałem, pełnego magii to polecam zobaczyć, może wyciągniecie z filmu coś tylko dla siebie. 
Copyright © 2016 It`s Ninquellote , Blogger